Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jedno; mogłabym zrzec się twoich pocałunków i pieszczot, a jednak i bez nich kochałabym cię równie głęboko. Byłoby dla mnie bolesne, gdybyś po mojem odejściu pomyślał oto mała, lekkomyślna osóbka, rozkochana mały głuptasek, który przychodzi do mnie z żartką krwią i lekkomyślnemi zachciankami lubieżności.
Czy zrozumiesz to, czy uwierzysz? Nie potrzeba mi więcej, niż być z Tobą, widzieć Cię, słyszeć Ciebie. Tak, byłabym szczęśliwa nawet z czegoś mniej. Twierdzisz, że często nie jesteś usposobiony do rozmów, że potrzebujesz spokoju dla myśli. Czy wiesz, czego najbardziej pożądam? Aby takiego dnia, gdy zamykasz się z Twoją sztuką, znaleźć się u Ciebie z prawem siedzenia w kąciku Twego pokoju. Byłabym tak cicha, jak mysz w kryjówce, nie powinienbyś czuć się w obowiązku zważać na mnie, winienbyś tylko dać mi przywilej napawania się szczęściem, iż ja jestem jedyną, którą znosisz obok siebie w Twoich samotnych chwilach.
Taką godziną sycę się często w mej wyobraźni. Usiłuję odgadnąć wtedy, co Cię porusza. Widzę, jak siedzisz z oczyma wpółzamkniętemi, z drżącemi nerwowo powiekami, z czołem, wspartern na ręce. A gdy zauwa-