Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed sobą że radośnie uśmiechnięte oczy, które nie są wcale czarne i niebezpieczne, ale przeciwnie — dobre i dziecięce. A mnie samej — wyznaną, że jestem tak głupiutka — wydaje się, że w jego pokoju staję się małą dzieciną, a on opiekuje się mną jak najlepsi rodzice w świecie.
I na cóż przyda się, że mówię sobie teraz w duchu: „Toć jesteś głupia, przecież on skrycie śmieje się z ciebie i uważa cię za gąskę!!”... Bo jednak takim, jak on dziś wieczorem był dla mnie, nikt w życiu względem mnie nie był jeszcze — tak wspaniałomyślny, tak skończenie uprzejmy. A jeżeli piastuje on skrycie jakieś złe myśli i nieszlachetne zamiary — to nie chcę wiedzieć o tem, zastanawiać się nad tem. Wiem jedno: już go nie opuszczę. Wiem, że odtąd nie potrzebuje mnie prosić, abym doń przyszła — pójdę i bez prośby.
Wiem, że go kocham... że jestem niewypowiedzianie z tego szczęśliwa — i że będę płakać całą noc...

4 marca.

Przez cały dzień chodziłam jak lunatyczka... Zaledwie wiem, co mówiłam i robiłam. Pamiętam tylko, że byłam dziwna — niesłycha-