Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻOŁNIERZ.

Wszystkieśmy góry zbiegali,
I nikogo nie spotkali.

POLEMIO.

Więźnia do Rzymu prowadźcie,
A przed wszystkiem na to baczcie,
Niech nikt nigdy się nie waży
Podnieść maski z jego twarzy.

AURELIUSZ odchodzi z żołnierzami.)

O! nieba! dajcie obronę!
Nieszczęsny ojciec was wzywa,
Bo serce mocno zranione
Gwałtem się z piersi wyrywa.
Cóż pocznę?... straszne pytanie!
Szala się waży na dwoje!
Powiem, kto on jest, to splamię
Jego winą imię moje.
Ukryję, to wiarę złamię!
Bo samo już obcowanie
Z tak strasznymi zbrodniarzami,
Zbiegami, chrześcijanami,
Już jest tak zbrodniczym czynem,
Już jest grzechem przed cesarzem.
Potępić?... on moim synem!
Uwolnić?... nie! on zbrodniarzem!