Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mne drzewa, kręte uliczki, woda sitowiem zarosła, i zielona murawa posiana drobnemi kwiatkami, między któremi młode żabki skakały.
— Jakbym ja chciała złapać taką żabkę! — zawoła Zosia i schyliła się w trawkę; ale żabki zwinne, żwawe, skakały prędzej od dziewczynki. Pomógł jej dobry ojciec, i wkrótce Zosia śliczną, zieloną żabkę w ręku trzymała.
— Zawiozę ją do domu — mówiła — pokażę braciszkom i będziemy się z nią bawili.
Niedługo jednakże namyśliła się:
— Biedna żabka! — rzekła — sama jedna będzie pomiędzy nami,