Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przez resztę dnia dzieci marzyły o rzeczach, które za swoje talary nabyć umyśliły; lecz kiedy im ojciec powiedział, że na takie sprawunki nie po jednej, lecz przynajmniej po sto takich sztuk miećby trzeba, pochowały je smutnie do szufladek.
Nad wieczorem Jaś i Felcia siedzieli w oknie i patrzyli na przechodzących, wtem pod murem siadła dla odpoczynku blada, wychudła kobieta.
Siedziała czas jakiś, a potem spuściwszy głowę na ręce, głośno płakać zaczęła.
— Co ci to, biedna kobieto? — spytał Jaś.