Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieraz ci mama mówiła, że to źle kochać się w swojéj twarzy; nie słuchałaś, otóż ci nos ozłociał dla większej ozdoby.
Przelękniona Ludka schwyciła się za nosek, lecz brzydki zapach kantarydy zaleciał ją, a na paluszkach pozostał żółty proszek, którego śladów zetrzeć nie było można.
Z płaczem pobiegła do domu, a przejrzawszy się w zwierciadle, zakryła twarz rękami i głośno wyrzekać zaczęła.
— Biednaż ja, biedna! nikt na mnie patrzeć, nikt ze mną bawić się nie będzie; takam brzydka i tak szkaradny zapach bije odemnie.