Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
188

— «Musiał już pana poznać,» rzekło dziéwczę.
Edward zbliża się do Śmiałego, głaszcze go, a pies się nie broni, lecz tylko na swoją panię spogląda, jakby ją pytał, czy ten jegomość należy do liczby jej przyjaciół.
— «Wkrótce» rzekł Edward: «lepiej się z sobą poznamy. Bądź zdrowa, Izoro!... do jutrzejszego rana.
— «Do jutra, panie... ah! przepraszam — jakźe panu imie?
— «Edward.
— «Więc do jutra panie Edwardzie, kiedy dziś niechcesz u mnie odpocząć.»
To mówiąc, dziéwczę kłania się wdzięcznie Edwardowi, i wesoło wchodzi do swego mieszkania; a poeta wraca do Rosz-nuar, marząc o pastérce.
— «Jaka ładna!.. jej głos, postać, szczé-