Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
136

dnik, bękając powoli, żeby mu się język nie poplątał, a murgrabia opiera się na krześle, żeby nie upadł.
— «Otoż i cały dom mój!» woła Robino.
— «Zdaje się być coś chwiejący» rzekł z cicha Alfred.
— «Jakie tu miejsce zajmujesz?» pyta Robino ogrodnika...
— «Jakie miejsce, mój panie?... czy to niby ma znaczyć co ja robię?
— «Tak.
— «Jestem Wincenty ogrodnik zamkowy,... za pozwoleniem pańskiém.... i dzięki Bogu!.. mam roboty po uszy!.. Zobaczysz pan ogród!.. Trudno w nim dójść ładu!..
— «Cóż tak wielki?
— «O! wielki! taki wielki, że od niejakiego czasu, połowę porzuciłem na ła-