Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
61

miły błąkał się po jego ustach. Takim był Baron de Marsej.
— «Panie Marsej dobrodzieju.... mam honor.... jestem bardzo szczęśliwy.... uszczęśliwiony... najszczęśliwszy...»
Baron spojrzał na kancelistę i zawołał: «Zdaje mi się, że to pan Robino?..
— «Tak, panie dobrodzieju, najlepszy przyjaciel syna pańskiego, który mię zobowiązał abym przyszedł, i korzystałem..
— «Przyjaciele syna mojego są i moimi razem, i miło mi jest bardzo kiedy mię odwiedzają.»
To powiedziawszy, skłonił się pan de Marsej, i poszedł z kim innym rozmawiać, a kancelarzysta nadąwszy się, przeciska się wśród tłumu, mówiąc: «Pan de Marsej, zawsze jest ze mną bardzo grzeczny; nawet zdaje mi się być nierównie od syna grzeczniejszym, bo niema tak złośliwej miny. Otoż i muzyka... będą tań-