Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
196

wu do oberży powrócił, znowu podać sobie kazał chléba i séra, wody się tylko napił. Gospodarz kręci się znowu koło niego, i robi mu kilka pytań dla zaczęcia rozmowy; ale nieznajomy nie okazuje żadnej ochoty do gawędki, zajada nic nie mówiąc, płaci za swój nędzny obiadek, nakłada fajkę, zapala ją i odchodzi; lecz nie siada już na ławce, ale schodzi w dół ulicą.
«Nie wiele od niego zarobić!» zawołał gospodarz, kiedy się on oddalił.
— «I jeszcze, dodała służąca, nakrzyczy, nahałasuje jak jaki pan hrabia!.. rozkazuje! mówi tonem nakazującym!.. Co ma się opychać sérem, lepiejby sobie kazał brodę ogolić...
— «Marysiu! czy on tam jeszcze siedzi na ławce?
— «Nie, panie, poszedł ulicą.