Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
16

cze Alfred, a Edward polega od śmiechu, mszcząc się za wygwizdanie swojej sztuki...»
Robino udaje zadziwienie i woła: — «Ach! mój Boże, musiałem się pomylić, wziąłem jeden poszyt zamiast drugiego... tyle ich mam, przed sobą!... Niezmiernie mi to popsuło szyki, i gdyby nie obiad, na który mnie czekają, powróciłbym do bióra.»
»Oddaję Jaśnie Wielmożnemu Panu, jego tajemne prace, odpowiada Alfred oddając mu tekę, a Robino bierze ją pod; pachę, i chce się oddalić, dla uniknienia żartów, które mu niechybnie grożą, lecz Alfred zatrzymuje go.
— «Spodziewam się, Robino, że się nie gniewasz?»
— «Ja!.. miałbym się gniewać... i za cóź?.. ty lubisz śmiać się, żartować, ja także, kiedy mi czas wystarcza.»