Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rutnik, udał się na spoczynek, aby z tym snem się obudzić, wracał do domu pewien szlachcic z wesołej zabawy. Gdy ze służącym z tylu pomykał ulicami, przechodził około domu, w którego drzwiach na tle światła stała dziewczyna. Przypadkiem rzucił na nią wzrokiem i spostrzegł, że się jakoś osobliwie uśmiecha Szlachcicowi zdawało się, jakoby go coś powstrzymywało. Spojrzał poza siebie i znowu spostrzegł, że się uśmiecha, obecnie jednakże już do jego służącego. Szlachcic zapytał tedy:
— Znasz tę dziewczynę?
— To jest moja najdroższa, panie.
— Od dawna?
— O, nie pamiętam.
— Czy chcecie się pobrać?
— O, nie wiem tego.
Nagłe dojrzała w szlachcicu jego dawna Karma. Będąc zazwyczaj człowiekiem, który dla niższych miał poczucie sprawiedliwości, stał się obecnie chwilowo łotrem. Napadła go chętka. Zapomniał o dawniejszych prawach swego służącego, zapomniał o swej żonie, pozostawionej w domu, i rzekł:
— Idź do domu; ja pozostanę tutaj sam. Sługa poszedł, ale z wielką złością w sercu.
Pomyślał sobie: