Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siony przez Moung Dammo, wyższego sędziego, takim to a takim kosztem“ — no, to będzie przynajmniej warte trudu. Potem synek mój podrośnie. Teraz już, ledwie dwa lata licząc, duże wykazuje zdolności. Będzie dzielnym, wstąpi do służby państwowej, pojmie bogatą żonę. A gdyby mi żona dała jeszcze córeczkę, tak samo jak ona piękną, jakąż ta partją mogłaby być. —
W taki niedorzeczny sposób rozmyślał Moung Dammo o rzeczach świata tego.
Pewnego ranka siedział ten sam Moung Dammo w swej sali przy śniadaniu. Poprzedni wieczór spędził przy obfitym durjanie, wskutek czego też spał licho. Skwaszony, z ciężką głową, obudził się i siedział obecnie przy pracy spożywania posiłku, zwykle ważnej dla niego pracy, zupełnie roztargniony.
Na deser podano owoce mangowe. Gdy niedbale nadgryzał owoce, natknął zębem na twardą pestkę. Doznał silnego bolu i wyjął z ust kawałek odkruszonego zęba.
Bol ustał niebawem, lecz mimo to Moung Dammo był dzisiaj innym, niżeli zazwyczaj. Zatrzymał w ręce kawałek kości i rzekł zgryźliwie z namysłem:
— Tak niszczeje nasze ciało. Czemże to jest, jeśli nie zamieraniem. Umieramy codzień,