Strona:Pascal - Prowincjałki.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go siostrzeńca, dostarczę mu czego potrzeba z pieniędzy które mam w rękach, czemu wmawiacie koniecznie, że on tem chciał powiedzieć iż weźmie te pieniądze aby ich nie zwrócić, a nie iż zalicza je sobie aby je oddać? Ale, w istocie, jesteście bardzo nieostrożni: dostarczyliście bowiem sami dowodów przeciw sobie w innych listach tegoż biskupa, któreście ogłosili, a które świadczą wyraźnie, że chodziło jedynie o zaliczkę którą miał zwrócić. Okazuje się to z przytoczonego przez was listu z 30 lipca 1619, mianowicie ze słów: Nie kłopocz się o ZALICZKI, nie zbraknie mu niczego, póki będzie tutaj; oraz z 6 stycznia 1620, gdzie mówi: Zbytnioś nagły; gdyby nawet chodziło o zdanie rachunków, mam tu jeszcze na tyle kredytu aby znaleźć pieniądze w potrzebie.
Jesteście tedy prostymi oszczercami, moi Ojcowie, zarówno w tym przedmiocie, jak w waszej śmiesznej bajce o skarbonce w Saint-Merry. Jakąż bowiem przewagę możecie wyciągnąć z oskarżenia, które jeden z waszych konfidentów rzucił na znienawidzonego wam kapłana? Czy oskarżenie równoznaczne jest z winą? Nie, moi Ojcowie. Ludzie świątobliwi jak on zawsze mogą być oskarżeni, dopóki będą istnieli potwarcy tacy jak wy. Nie z oskarżenia tedy trzeba sądzić, ale z wyroku. Otóż wyrok wydany 23 lutego 1656 uniewinnia go w całej pełni, nie mówiąc iż tego, kto wszczął lekkomyślnie tę brudną sprawę, wyparli się właśni koledzy i zmusili do odwołania. Co zaś do tego co powiadacie, w tem samem miejscu, o sław-