Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 71 —

Żmudzin jako spektatorowie. Żyd arędujący karczmę, jego żona i dzieci, stali koło pieca.
Pan komisarz: «Josel, (mówiąc do żyda), powiedz jak to było w przeszły czwartek?»
Josel: «Nu, pan wielmozny komisar wie, ze ja trzymam propinacya i targowe téj wioski od ś. Jerego; pan wielmozny sam mi dał kontrakt. Nu ten kontrakt gada, ze zaden chłop nie mozy wywozić na targ do miastecka ani zboza, ani kury, ani gięsi, ani cielęci, ani wołu; bo jak pan wielmozny komisar słusnie powiada, ze chłop kiedy idzie do miastecka, to on traci czas niepotrebnie, i prepije pieniędzy. Nu te durni chłopi, oni nie rozumieją tego jaka łaska pan im zrobi, oni chce koniecnie jezdzić na targi, i presłego cwartka wsystkie wyjezdzali; i kiedy ja z moim zonem chcialem zatrymywać, to oni mnie nalajali, nasturchali, i pojechali. Nu, pan wielmozny komisar wie, ze ja płacim dwieści rubli więcéj jak drudzy, co byli predemną. Nu, pan wielmozny komisar wie, ze ja daim kawy, cukru, araku i wina, kontraktowego[1]. Nu, ja nie mozym tracić.»
Komisarz: «Dosyć, dosyć, już rozumiem.» Obracając się do wójta, «a czy ogłosiłeś mój rozkaz tym wszystkim chamom, żeby nie jeździli na targi, ale przedawali wszystko co mają Josielowi?»

Wójt: «Ogłosiłem, panie wielmożny.»

  1. Pod imieniem kontraktowego, rozumie się kuban, który rządcy dóbr wymawiają dla siebie.