oprócz kilku wizyt swego lekarza rejonowego ma zanotowane kilka wizyt nocnych innych lekarzy, lekarstw ma bez liku, tak, że się już w nich wyznać nie może. Niech jednak lekarz dyżurujący, podejrzewający nadużycie lub przynajmniej niczym nieuzasadnioną zmianę lekarza, spróbuje odmówić załatwienie tej wizyty, motywując to tym, że wypadek nie jest nagły i powinien być załatwiony w normalnej porze przez odnośnego lekarza rejonowego, natychmiast usłyszy zadane grzmiącym tonem pytanie: — A co będzie jak moje dziecko umrze? Czy pan doktór bierze pełną odpowiedzialność za to, że pan odmówił udzielenia wizyty?
Lekarz jest człowiekiem, lekarz nie chce brać odpowiedzialności — więc wsiada w dorożkę i jedzie. I bardzo często takie „umierające“ dziecko bawi się w najlepsze ku uciesze całej rodziny, a na całe usprawiedliwienie bierze wtedy ojciec domowników za świadków, że teraz widać „się odmieniło“, ale jak wychodził z domu to dziecko „paliło jak ogień“ i myślał, że dziecko jutra nie doczeka.
Jak niektórzy ubezpieczeni lekceważą pracę lekarza Ubezpieczalni może posłużyć następujący fakt.
Pewna pani, żona urzędnika, opowiada mi zupełnie naiwnie, że mąż jej dostał w nocy bicia serca, dała mu więc waleriany i przyłożyła zimny okład na okolicę serca. Byłaby posłała po lekarza dyżurnego, ale żal jej było syna, którego trzeba było zbudzić, by pobiegł zaalarmować lekarza.
O ciężkich obowiązkach lekarza dyżurnego, który po całodziennej pracy musi jeszcze dyżurować w nocy, ani na chwilę nie myślała — lekarz dyżurny jest na to, by przez całą noc jeździł bez względu na to, czy to konieczne, czy zbędne.
Przypominam sobie wypadek, gdy zostałem wezwany o 3-ej w nocy do ubezpieczonego w nagłym wypadku. Wzywającym był sąsiad ubezpieczonego, który prócz stereotypowego — „jest ciężko chory“ — nic pozytywnego o chorym podać nie mógł. Gdy przyjechałem na miejsce i stwierdziłem u chorego lekką grypę z bólami mięśniowymi, wypadek, który w żadnym razie nie mógł być zaliczony do nagłych i gdy z tego powodu robiłem wyrzuty ubezpieczonemu, grożąc mu, że podam niepotrzebne wezwanie do wiadomości dyrekcji, wyjaśniło się wszystko. Chory, mając bóle mięśniowe i nie mogąc spać, rzucał się na łóżku, co przeszkadzało w śnie sąsiadowi, którego łóżko było umieszczone przy tej samej cienkiej ściance i który wszystko dobrze słyszał. Nie namyślając się długo, wstał, ubrał się — i tak przecież spać nie mógł — wszedł do chorego i zaproponował mu sprowadzenie lekarza. Postanowione i zrobione. Czuły na niedolę bliźniego sąsiad chciał upiec przy tym ogniu i własną pieczeń. — Gdy lekarz przyjedzie — wnioskował logicznie — chory dostanie proszek na złagodzenie bólów, nie będzie się rzucał na swym łóżku, a może nawet zaśnie, wtedy i on będzie mógł jeszcze kilka godzin przespać spokojnie.
Bywały wypadki, gdy o północy byłem budzony do chorych, którzy dostali tak ciężkich bólów „w sobie“, że „kto wie, czy pan doktór go jesz-
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/190
Wygląd
Ta strona została przepisana.