Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale podczas gdy to mówił i chustkę do rany przyciskał, chłopak oczy przewrócił, głowę opuścił, skonał. Oficer zbladł i przez długą chwilę wpatrywał się w niego, potem złożył jego głowę ostrożnie na trawie, powstał i jeszcze nań patrzył. Sierżant i dwaj żołnierze również nań patrzyli; — inni, siedząc na koniach, zwróceni byli ku nieprzyjacielowi.
— Biedny chłopiec! — powtórzył ze smutkiem oficer — biedny, szlachetny, odważny chłopiec!
Następnie zbliżył się do domu, wyjął z okna trójbarwną chorągiew, rozpostarł ją jakby całun żałobny na małym umarłym, pozostawiając tylko jego twarz odsłoniętą. Sierant pozbierał i położył przy boku zmarłego jego czapkę, buty, laseczkę i nożyk. Jeszcze przez chwilę stali w milczeniu — naraz oficer zwrócił się do sierżanta i rzekł:
— Z lazaretu polnego przyszlemy po niego. Trzeba go zabrać; poległ jak żołnierz, żołnierze też chować go będą.
To rzekłszy, przesłał ręką pocałunek zmarłemu i zawołał:
— Na koń!
Wszyscy skoczyli na siodła, oddział się uszykował; ruszyli daléj... W kilka godzin potém mały umarły odbierał należne mu honory wojskowe. O zachodzie słońca cała linia przednich straży