Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i, zerwawszy z włosów chustkę czerwoną, otoczyła nią Jego głowę; potem, chcąc ją zawiązać, przycisnęła sobie głowę chłopca do piersi i przy téj czynności zrobiła sobie wielką krwawą plamę na swojéj sukience. Maryusz się ocknął, wstał.
— Lepiéj ci teraz? — spytała dziewczynka.
— Już mi nic nie jest — odrzekł.
— Śpij dobrze — powiedziała Julia.
— Dobranoc — odpowiedział Maryusz.
I zeszli po dwóch schodach poblizkich do swoich sypialni.
Stary żeglarz przepowiedział prawdę. Nie usnęli jeszcze, gdy się zerwała straszna burza. Był to jakby szturm niespodziany wściekłych bałwanów, które w kilka minut strzaskały jeden z masztów i uniosły z sobą jak liście trzy łodzie z tych, co były zawieszone u żórawia do windowania, oraz cztery woły z pomostu. We wnętrzu statku wszczął się zamęt, popłoch nieopisany; jęki rozpaczy, płacz, modlitwy, huk i świst burzy — wszystko się zmięszało w jeden hałas straszny, od którego włosy powstawały na głowie. Burza szalała przez noc całą, zwiększając się z każdą chwilą. O świcie jeszcze się wzmogła. Olbrzymie fale, smagając statek ukośnie, wpadały na pokład, druzgocąc, zmiatając rzecz każdą i wszystko z sobą w morze unosząc. Platforma, która przykrywała maszynę