Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chłopak był prawdziwym ich sługą; niektórzy obchodzili się z nim po grubiańsku, nie szczędząc pogróżek; wszyscy kazali sobie usługiwać, nie mając względu żadnego ani na wiek, ani na siły biedaka; musiał dźwigać olbrzymie wiązki siana, ciężkie worki z owsem; posyłali go po wodę nieraz bardzo daleko; a on, znużony, cały zbolały od nadmiaru pracy, nawet dobrze spać nie mógł, gdyż właśnie skutkiem tego wycieńczenia sił popadł był w stan rozdrażnienia, tak, iż każdy hałas, skrzypienie kół i trzęsienie po niegładkiéj drodze budziły go co chwila. Na dobitkę, ponieważ od pewnego czasu wiatr dął bez ustanku, kurz drobny, gęsty, powstały z ziemi czerwonawéj i tłustéj, który jakby chmurą wozy otaczał, przenikał mu pod ubranie, napełniał oczy i usta, zasłaniał wzrok, utrudniał oddech, dusząc go, dręcząc nieustannie, nieznośnie. Znękany pracą i bezsennością, obdarty i brudny, łajany, potrącany od rana do wieczora, biedny chłopiec z dniem każdym coraz bardziéj upadał na siłach i na duchu, i byłby już popadł w najstraszniejszą rozpacz, gdyby nie capataz, który zwracał się doń od czasu do czasu z jakiemś słówkiem dobrém i krzepiącém. Często, w kąciku woza, gdy go nikt nie widział, płakał, głowę oparłszy na swoim tobołku, w którym nic już więcéj nie było oprócz samych łachmanów. Co