Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowany oddział straży narodowéj, którego żołnierze mieli na piersiach niemal wszyscy medale, a obok niego oddział straży celnéj; po drugiéj stronie straż ogniowa, w odświętném ubraniu, i wielu żołnierzy z konnicy, strzelców, artyleryi, przybyłych, aby uroczystość zobaczyć, i stojących gdzie który chciał, nie w ordynku. Potém dokoła panowie, włościanie, kilku oficerów, kobiety, dzieci, cały tłum ludzi. My przecisnęliśmy się do jednego kątka dziedzińca, gdzie już było wielu uczniów z nauczycielami z innych wydziałów, a koło nas stała gromadka chłopców z tak zwanego pospólstwa, w wieku od lat dziesięciu do osiemnastu, którzy rozmawiali i śmieli się głośno, i, jak to łatwo było poznać, byli mieszkańcami przedmieścia Po, a zatém towarzyszami i znajomymi tego, co miał dostać medal.
W górze, we wszystkich oknach ukazywali się urzędnicy zarządu miejskiego; krużganek księgozbioru był również pełen widzów, którzy cisnęli się do balustrady, a na krużganku naprzeciwko, na tym, co się znajduje ponad bramą wchodową, stał cały tłum dziewczynek ze szkół publicznych, oraz wiele córek wojskowych w swych ładnych niebieskich woalkach. Zdawało się, że to teatr. Wszyscy rozmawiali wesoło, co chwila poglądając w stronę stołu, pokrytego suknem czerwoném, w oczekiwaniu zjawienia się rady miejskiéj. Mu-