Przejdź do zawartości

Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wówczas Koretti stracił głowę i huknął co siły:
— Czwarty batalion 49-go pułku!
Król, który się był już odwrócił w inną stronę, znowu się na nas obejrzał, i patrząc w oczy Korettiemu, wyciągnął rękę z powozu.
Koretti skoczył naprzód i rękę króla uścisnął. Powóz posunął się daléj, tłum całą falą zanim podążał, rozdzielono nas, straciliśmy z oczu Korettiego ojca. Ale była to jedna chwila. Zaraz go odnaleźliśmy; zdyszany, z wilgotnemi oczami, wołał po imieniu syna, trzymając rękę podniesioną do góry. Syn zwrócił się ku niemu, a on zawołał:
— Tu, malcze! bo jeszcze gorącą mam rękę! — i dłonią mu powiódł po twarzy, mówiąc: — Masz, to jest pieszczota od króla!
I stał tak jakby odurzony, z oczami zwróconemi na powóz królewski, który się coraz bardziéj oddalał, uśmiechnięty, z fajeczką w ręku, wśród kółka ciekawych, co na niego patrzyli.
— To jeden z czworoboku z 49-go-mówiono.
— To żołnierz, który zna króla.
— Król go poznał, król do niego rękę wyciągnął.
— Podał prośbę królowi — powiedział ktoś głośniéj.
— Nie — odrzekł Koretti, obejrzawszy się szybko; — żadnéj ja mu prośby nie podałem. Co innego bym mu dał, gdyby zażądał...
Wszyscy nań spojrzeli. A on rzekł z prostotą:
— Moją krew.