Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po schodach wązkich, niewygodnych, weszliśmy aż pod sam dach wysokiego domu, na korytarz, na którym było wiele drzwi po obu stronach. Moja matka zapukała do ostatnich w głębi; otworzyła nam kobieta jeszcze młoda, jasnowłosa, schorowana, i zaraz mi się zdało, żem ją już kiedyś widywał, tak samo ubraną, z tą samą niebieską chusteczką na szyi.
— Czyście to wy, moja dobra kobieto, ta sama, którą dziennik polecał? — spytała matka.
— Tak, pani, to ja jestem.
— Przynieśliśmy tu wam nieco bielizny. Kobieta zaczęła dziękować i błogosławić, a ja tymczasem, rozglądając się dokoła, spostrzegłem w jednym kącie pustego i ciemnego pokoju chłopca, klęczącego przed krzesłem, plecami odwróconego od nas, który zdawał się pisać i pisał naprawdę, mając papier przed sobą na krześle, a kałamarz na podłodze. Jak mógł tak pisać pociemku? Zastanawiałem się właśnie nad tém, aż tu naraz poznaję rude włosy i barchanową kurtkę Krossiego, syna przekupki warzyw, tego, co ma uschniętą rękę. Powiedziałem to zaraz mojej matce, podczas gdy chora kobiecina odeszła w głąb pokoju, aby gdzieś położyć przyniesione jéj rzeczy.
— Cicho — rzekła matka; — możeby się wstydził, widząc tu ciebie, jak jego matce dajesz jałmużnę; nie odzywaj się, nie wołaj go.
Ale w tej chwili Krossi się obejrzał, ja się zaczerwieniłem, on się uśmiechnął i wówczas moja matka trąciła mnie zlekka, dając znak, abym