Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządnie. Florentczyk, najmniejszy z dwunastu, przepasany był szarfą niebieską. Przeciągnęli wszyscy przed syndykiem miasta, który każdego z kolei całował w czoło, podczas gdy jakiś pan obok niego mówił mu z uśmiechem i pocichu imiona miast: — Florencya, Neapol, Bolonia, Palermo — i każdemu, który przechodził, cały teatr przyklaskiwał głośno.
Potém pobiegli wszyscy do zielonego stolika, aby wziąć świadectwa; nauczyciel zaczął czytać spis uczniów nagrodzonych, wymieniając oddziały, klasy i nazwiska, a nagrodzeni poczęli wstępować na schody, brać nagrody i odchodzić.
Zaledwie pierwsi z nich wstąpili na scenę, gdy gdzieś zdaleka, z tyłu za sceną, ozwała się muzyka cicha, śliczna, skrzypcowa, która już nie ustawała przez cały czas trwania rozdawania nagród, jakaś melodya dźwięczna, miła, prosta, zawsze jednostajna, która podobną była do gwaru wielu przyciszonych głosów, jakby to były głosy matek i wszystkich nauczycieli i nauczycielek, którzy razem udzielają rad, i proszą, i czynią łagodne, serdeczne napomnienia. A tymczasem nagrodzeni przechodzili jeden po drugim przed owymi siedzącymi panami, którzy podawali im świadectwa, mówiąc przytém do każdego jakieś miłe słówko, każdego obdarzając pieszczotą.
Z parteru i galeryi dzieci witały oklaskami najmniejszych, co się pojawili na scenie po swoje nagrody, i takich, którzy, wnosząc z ubrania, byli ubogimi, a również i tych, co ustrojeni byli w białą lub czerwoną barwę. Zdarzało się, że