Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzyła nań ciągle i zdawało się, że chce mu cóś powiedziéć, a nie śmie. Ale wczoraj rano nakoniec, uzbroiwszy się w odwagę i zatrzymawszy go przed jakąś bramą, powiedziała:
— Przepraszam bardzo panicza, ale panicz taki dobry, tak pokochał mego malca... Niech mi panicz zrobi tę łaskę i przyjmie mały upominek od takiéj biednéj mamy, jak ja; — i wyjęła z koszyka, z pomiędzy jarzyn, pudełeczko z kartonu białe i złocone.
Derossi poczerwieniał cały i odmówił, rzekłszy stanowczo:
— Niech pani da to lepiéj swemu synkowi, ja nic nie przyjmuję.
Kobieta się zasmuciła, zaczęła przepraszać i pomięszana powiedziała:
— Ja nie chciałam panicza obrazić, niech Bóg zachowa... to tylko karmelki.
Ale Derossi, potrząsając głową, powtórzył:
— Nie i nie!
I wówczas z nieśmiałością przekupka wyjęła z kosza pęczek chrzanu i rzekła:
— To weź panicz chociaż to; świeżutki, dopiero z sadu, zanieś to swojéj mamie.
Derossi uśmiechnął się i powiedział:
— Nie, dziękuję, nic nie chcę; zawsze będę robił, co tylko będę mógł, dla Krossiego, ale nie mogę nic a nic przyjąć; dziękuję, dziękuję tak serdecznie, jak gdybym wziął wasz podarunek.
— Ale panicz się nie gniewa? panicz się nie obraził? — spytała kobieta z niepokojem.