Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie moje cacka; Prekossi osłupiał z zachwytu na widok pociągu kolei żelaznéj z maszyną, która sama się porusza, kiedy się ją nakręci; nigdy takiéj zabawki nie widział; pożerał oczami czerwone i żółte wagoniki. Dałem mu klucz, aby się bawił, aby sam lokomotywę nakręcił; on ukląkł przy pociągu i już głowy nie podniósł. Nie widziałem go jeszcze tak uradowanym. Co chwila mówił: „Przepraszam, przepraszam” — odsuwając nas rękami, abyśmy nie zatrzymali pociągu, a potem brał i ustawiał wagoniki na nowo, tak uważnie, tak ostrożnie, jakby były szklane, bał się zaćmić, zachuchać je oddechem, i wycierał je oglądając i z góry, i z boku, i z dołu, i uśmiechając się do siebie. My wszyscy, stojąc dokoła, patrzyliśmy na niego; patrzyliśmy na tę szyjkę cienką, na te biedne uszki, które kiedyś skrwawionemi widziałem, na ten kaftan wielki z pozawijanemi rękawami, z których wysuwały się dwie wątłe, wychudłe rączyny, co się podnosiły tyle razy, aby twarz przed biciem osłonić... Ach! w téj chwili rzuciłbym mu do nóg wszystkie moje zabawki i wszystkie moje książki; odjąłbym sobie od ust ostatni kawał chleba, aby jemu go dać; zwlókłbym z siebie ubranie, aby jego ubrać; padłbym na kolana, aby ucałować mu ręce.
„Ten pociąg przynajmniéj oddam mu koniecznie“ — pomyślałem sobie; ale trzeba było uzyskać na to pozwolenie ojca.
Gdym sobie tak myślał, uczułem, że mi ktoś z tyłu do ręki włożył kartkę papieru: ojciec mój napisał na niéj ołówkiem: