Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i chować jak skarb najdroższy. W ciągu całéj godziny nic innego nie pokazał. Od zbytniego czytania trochę oczy go bolą. Po niejakim czasie wszedł do pokoju jego ojciec, który jest mocny i gruby, jak on, i głowę ma taką samą. Palnął dwa czy trzy razy syna po karku, mówiąc do mnie tym swoim silnym głosem:
— No i cóż ty o nim powiesz, hę? o téj kapuścianéj głowie? Jest to głowa, która będzie coś warta, już ja ci za to ręczę!
A Stardi przymykał tylko oczy pod tą rubaszną pieszczotą ojcowską, jak wielki pies myśliwski. Ja nie wiem czemu, ale nie miałem jakoś odwagi z nim żartować; trudno mi było w to uwierzyć, że ten chłopiec zaledwie o rok jeden jest starszy ode mnie, a kiedy mi powiedział: „Do widzenia“ na progu mieszkania, z tą swoją twarzą, która wygląda jak wiecznie zachmurzona, o małom mu nie odrzekł: „Moje uszanowanie“ — jak dorosłemu. Powiedziałem o tem następnie memu ojcu w domu:
— Nie pojmuję. Stardi nie ma bystrości umysłu, ani pięknego układu, jest śmieszną, niemal dziwaczną postacią, a jednak wobec niego czuję pewną nieśmiałość.
— Bo jest to chłopak z charakterem — odrzekł mój ojciec.
A ja dodałem:
— W ciągu godziny, którą spędziłem u niego, nie wiem, czy słów pięćdziesiąt powiedział, nie pokazał mi ani jednéj zabawki, nie rozśmiał się ani razu, a jednak miło mi tam było.