Strona:Pamiętnik Adama w raju.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka dni po zajściu bulwarem Saint Michel kroczył mały oddział policji. Przed jedną z licznych restauracyjek siedziało kilkunastu studentów, którzy ujrzawszy policjantów, poczęli ich drażnić i wyśmiewać. Policja paryska jest bardzo cierpliwa i ze wszystkiem obyta, tym jednak razem jeden z policjantów stracił cierpliwość — porwał ze stołu, stojącego przed restauracją, ciężką, kamienną popielniczkę i grzmotnął nią w prowokatora. Wycelował wielce niefortumnie: popielniczka rozbiła szybę i wpadła do restauracji, trafiając w głowę jakiegoś najzupełniej niezainteresowanego w tej sprawie studenta i zabijając go na miejscu.
Oto powód, dla którego teraz studenci „gospodarują” na ulicy...
Po wyjściu Sven Langego, wstałem i wyszedłem na miasto. Na ulicy wielkie wzburzenie — tłumy ludzi — policja konna i piesza. Przeciskam się przez tłum, chcąc dostać się do swej restauracji. Zjadłszy śniadanie, zapalam cygaro i zamierzam wrócić do domu. Okazuje się to niepodobieństwem, gdyż tłum wzrósł w dwójnasób, i ścisk jest okropny. Przybyła właśnie konna i piesza gwardja narodowa — wezwana do utrzymania porządku. Zaledwie się zjawiła na bulwarze Saint Germain — tłum z krzykiem poczyna obrzucać ją kamieniami, laskami. Gwardziści nie mogą utrzymać koni, które wierzgają, stają dęba! Tłum wyrywa asfalt z trotoarów i ciska nim w gwardję.
Jakiś pan spojrzał na mnie i rzekł oburzony:

76