Ellen i młody oficer rozmawiali z sobą aż do chwili, gdy ciemności ogarnęły pokład parostatku. Gdy się rozstawali, na rysach Mortimera malował się wyraz rozrzewnienia i zachwycenia; z uszanowaniem ucałował rękę swej pięknej towarzyszki, której wdzięczne czoło schyliło się na znak pożegnania.
Ellen wróciła spokojnym krokiem do przybranego ojca, nie wspomniawszy ani słowa o tem co zaszło.
Miles i jego synowie milczeli takie.
Młoda dziewczyna, przyzwyczajona do czci i posłuszeństwa tych, którzy ją, otaczali, była z dobrą, wiarą, naiwną i wolną od wszelkiego uczucia pychy, przekonaną o swej wyższości. Religijne uwielbienie Mac-Diarmidów, jej urodzenie tak głośno sławione, wspomnienia wciąż wywoływane o świetności jej przodków, przyczyniały się do wzniesienia tego piedestału, który ją po nad tłumy wywyższał. Czuła się z tego powodu bardziej nieszczęśliwą niż dumną, ale szczerze wierzyła w swą rzekomą godność, którą ją łudzono od dzieciństwa. Ujrzała kapitana Percy Mortimera zacnego i wystawionego na ogólną niechęć. Szlachetna jej dusza uczuła się wzruszoną. Ellen przyzwyczajona ulegać pierwszemu wrażeniu i nie zwykła zdawać sprawy przed nikim z swych czynności, poszła, jak zwykle, gdzie ją serce wiodło. Zdawało jej się, iż daje jałmużnę opuszczonym od wszystkich, poświęciwszy mu chwil kilka i podawszy mu rękę; nie czuła żadnych wyrzutów w głębi swego sumienia.
Nazajutrz gdy się zbudziła, wróciło jej wspomnienie przeszłego wieczora i stanęła w pamięci piękna, choć surowa twarz saksońskiego żołnierza, która pod wpływem jej uśmiechu ożywiła się na chwilę; zdawało jej się, iż słyszy dźwięk tego poważnego głosu, który złagodniał, by jej powiedzieć: do widzenia! Zachowanie się tego człowieka, w miarę jak sobie szczegóły swej rozmowy z nim przypominała, wydawało jej się tak niezwykłem, znajdowała wielce wybitną różnicę pomiędzy zajęciem jakie wzbudziły w niej zamienione z nim słowa, a tem jednostajnem uwielbieniem, jakie ją wśród przybranej rodziny otaczano.
Nowy widnokrąg rozwinął się przed jej oczami. Przed zachodem słońca, Ellen siadła znowu na ławce obok kapitana Percy Mortimera. Jermynowi zbrakło cierpliwości. Zazdrość przyprowadzała go do szaleństwa. W chwili gdy Ellen wstawała by odejść, ujrzała pomiędzy sobą i oficerem, człowieka uzbrojonego nożem.
Wystawiła pierś swoją naprzeciw morderczej broni i Jermym uciekł, zanosząc się od płaczu.
Percy Mortimer schwycił padającą Ellen w swoje objęcia. Tej nocy sen jej był gorączkowy; z radością powitała jutrzenkę, czuła się niespokojną i pomięszaną.
Kochała, sama jeszcze nie zdając sobie z tego sprawy. Instynktownie czuła, iż powinna uciekać od tego człowieka, który jej stał bezustannie na myśli. Niedoświadczona, wróciła jednak do niego, okazując tylko mniej poufałej zażyłości w obcowaniu z nim, niż w pierwszych dniach ich znajomości.
Jermyn leżał złożony ciężką niemocą.
Parostatek wpłynął na wody Tamizy. Ellen i Mortimer nie powiedzieli sobie, iż się kochają, mimowoli jednak poczynili sobie wzajemne zwierzenia. Ellen powiedziała kapitanowi powód podróży swej rodziny, Percy wyznał swej towarzyszce, iż życie swoje oddał na usługi niewdzięcznej sprawy, przeprowadzenie której, przechodzi może siły ludzkie. Myśl, dla której młodość swą poświęcił, była wielką, stał się on ramieniem wykonawczem człowieka z potężną inteligencyą; dwa lata spędził w Irlandyi, by przygotować grunt dla zawarcia traktatu zgody i uśmierzenia namiętno-
Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/33
Wygląd
Ta strona została przepisana.