Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że mieliśmy cztery dobre podwody, więc było po dwóch na każdą.
Rozkazano nas prowadzić etapem, nie jako aresztantów, t. j. że choć byliśmy prowadzeni przez żołnierzy, lecz ci żołnierze nie mieli karabinów, nie okuto nas i na noc nie zamykano w etapnych więzieniach; wyznaczano nam kwatery u chłopów.
Uśtjug leży w kierunku południowym od Solwyczegodska i jest od niego odległym o 96 wiorst. Etapnym porządkiem przebywa się zwykle tę drogę w pięć dni, bo są cztery stacye, do tego dodaje się dzień jeden na dniówkę, ale zwykle więźniowie idą piechotą, my zaś mieliśmy dobre furmanki, przytém tylko czterech żołnierzy, każdy z nich wsiadł na kozioł i zachęcał jemszczyka do prędkiéj jazdy.
Pierwszego dnia ujechaliśmy tylko jednę stacyą, około dwudziestu kilku wiorst, i przebyliśmy Dźwinę północną, która w tém miejscu ma ośm wiorst szerokości. O nocleg w Rosyi nie trudno, a że to było lato, więc jeszcze snadniéj noclegi się układały; rozłożyliśmy się wszyscy na strychu u jednego z gospodarzy, gdzie zwykle składają siano, — miejsce takie nazywają zwykle „powicie.“ Siana było sporo, więc i posłanie mieliśmy gotowe; każdy wziął był z sobą jakieś zapasy, rozłożono wszystko razem i raczono się wzajemnie; światła nie potrzebowaliśmy, bo dzień był jeszcze prawie nieustający. Że wszyscy byli w jak najlepszém usposobieniu, czas więc szybko leciał, tak, żeśmy się ani nie obejrzeli, jak ranne słońce zeszło. Chłopi bardzo rychło wstali, żołnierze nasi poszli po podwody, które niebawem zajechały, tak że jeszcze przed czwartą rano ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zostawały nam do przebycia trzy stacye około 70 wiorst, a że konie dawano nam wszędzie