Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawiadomienie, że na pieniędze nie powinienem liczyć; zacząłem zastanawiać się nad swojém położeniem i przyszedłem do przekonania, że trzeba radykalne zmiany w swoim dotyczasowym trybie życia zaprowadzić.
Wtedy to rozstałem się z moim biednym Nikołką, nawet psa Duraka, vulgo Iwan Leońtiewicz tiebie ne lubit, musiałem darować, bo był to pies ogromny i jadł wiele. Z całego mego gospodarstwa została mi się tylko jedna kotka. Co mnie najwięcéj niepokoiło, to to, że podczas ubiegłego pół roku, myśląc, że pieniądze znowu przyjdą jak przedtém, zadłużyłem się na kilkadziesiąt rubli, których nie miałem z czego zapłacić, nie mogę powiedzieć, żeby się o nie dopominano, ale leżały mi na sercu. Miałem, co prawda, mój domek, który zawsze przedstawiał jakiś kapitał, ale on mi nie nie przynosił, przeciwnie, narażał mnie na ciągłe wydatki, to trzeba było robić naprawy przy dachu, to przy piecach, przytém dom miał trzy piece, które koniecznie musiałem opalać; był to i wydatek wielki stósunkowo do mojego położenia, i wielka praca, w zimie na mrózie drzewa narąbać i znieść do izby; nie mógłem zaś części mieszkanie odnająć, bo domek był nie podzielny, jednak ociągałem się ze sprzedażą, tak mi przykrą była myśl porzucenia go.
Pewnego dnia żaląc się przed kapitanem inwalidów Osietrowem na moje położenie, szczególniéj, że nie mogę długów zapłacić, poczciwy staruszek, który bardzo mnie lubił, ofiarował mi patrzebną sumę na ich zaspokojenie. Przyjąłem, bo wolałem jednemu być winien, niżeli kilku, przytém Osietrow zamożnym był człowiekiem. Długi pospłacałem, ale za to utrzymanie coraz było trudniejsze, skończyło się na tém, że musiałem domek sprzedać. Dzięki Bogu nadarzył się kupiec, który zapłacił mi gotówką 150 r., prawie dwa ra-