Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeznaczone, niech one i nadal zdobią wasz gabinet. I odszedłem.
W kilka dni potón, zawezwał nas sędzia śledczy, spisał protokół i zapytał świadków: pokazało się wtedy, że nie mieliśmy zamiaru uciekać. Sprawę odesłano do sądu, a po roku czy więcéj, przyszedł wyrok skazujący nas, za nieprawne wydalenie się z miasta, każdego z nas na 6 dni domowego uresztu. Dla nas na tém się sprawa skończyła, ale dla Iwana Leońtiewicza miała snutniejsze następstwa.
Do téj pory, żyliśmy z isprawnikiem w najlepszéj komitywie, robiliśmy sobie wzajemne ustępstwa i pokój nigdy zakłóconym nie został, a jeżeli były jakie swary, to się zaraz na miejscu kończyły. Postąpienie isprawnika z Wysokim i ze mną, wywołało ogólne wzburzenie między naszemi, postanowiliśmy dokuczać mu na każdym kroku, bacząc na to, żeby nigdy nie zboczyć z drogi legalnéj. Mieliśmy dobre powody do skarg i zażaleń, to téż pisma z zażaleniami sypały się jak grad do ministra. Żwykle ci, co pobierali karmowe (tak tam nazywali wsparcie od rządu), otrzymywali je 3 lub 4 dnia miesiąca, gdy tymczasem powinni byli pobierać je pierwszego. Dawniéj na tę zwłokę nie zważano, ale teraz, postanowiliśmy z tego korzystać i zaraz 2 stycznia odesłaną została skarga do ministra, podpisana przez wszystkich tych, co karmowe pobierali, że nie w swoim czasie bywa im wypłacane. Jeden z naszych nie ukłonił się isprawnikowi na ulicy, zapewne przypadkiem, bo zwykliśmy byli zawsze to czynić. Isprawnik zatrzymał go na ulicy i zwrócił jego uwagę, że nie właściwie postąpił. Na drugi dzień poszła skarga do ministra, że isprawnik przymusza do kłaniania mu się, oraz zapytanie, czy to jest naszym obowiązkiem. Podobnego rodzaju skargi, chociaż same z siebie nic nie znaczące,