Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogły, tak szybko jak gdyby nas co goniło. Ujechawszy z milę, przy wrzasku: „Stój, stój!“ wywróciliśmy. Nam samym nic się nie stało, bo śnieg był bardzo głęboki, i wpadliśmy, jak w puch, ale w saniach coś trzasło i gdyśmy manatki nasze zbierali, pokazało się, że lufa od strzelby Wysokiego zgięła się, jak obręcz u koła.
— Oto pierwsza przygoda, rzekł śmiejąc się Wysoki. Pan Bóg łaskaw, nie zapomina o nas — miejmy nadzieję, że — i nie ostatnia.
— A czy sanie nie uszkodzone? zapytałem Siemiona.
— Nic zgoła, baryń. Moje sanki do Pitiera (Petersburga) by zaszły.
— Jedziemy daléj, i przybywamy na pocztową stacyą, dla zmiany koni; sanki mieliśmy zachować te same aż do miejsca i niemi powrócić. Konie wnet przeprzężono, ale daléj jechaliśmy już tylko trójką, Sanki Wysoki obejrzał i znalazł, że im się istotnie nic nie stało. Stacya była niewielka, konie wyborne, więc wkrótce dojechaliśmy do następnéj. Ledwośmy się zatrzymali i wysiedli z sanek, aż tu wychodzi do nas z izby na spotkanie stanowoj pristaw. Stanowoj pristaw jest to urzędnik policyjny, pod którego zarządem zostaje jakaś część powiatu; takich stanowych bywa w powiecie dwóch, trzech, stósownie do potrzeby,
Noc była miesięczna, jasna, zaraz nas téż poznał i z miłym uśmiechem podszedł przywitać się. Znałem go dobrze, bo mieszkał w mieście i do wyższego towarzystwa należał.
— Jakie niespodziane spotkanie, rzekł podając nam rękę. Dokąd się panowie tak wybrali? Wolałbym był mieć przed sobą głowę Meduzy, jak uśmiechniętą pełną twarz Worsonofia Elpitiforowicza Popowa.
— Jedziemy do Girkonta.
— Bardzo dobrze, doskonale! zapewne na