Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

los nie wpływały, była to zwykła teatralna dekoracya, przedstawiona, oczom łatwowierności zagranicznéj. Czy car wiedział o tém, co się dzieje? Czy wiedział, że rozkazy jego, nie były wykonywane? nie umiem tego powiedzieć a nawet wątpię; ale jeżeli między czarą a wargami jest dość miejsca dla nieszczęścia, cóż dopiero między carem a biednymi wygnańcami.
Dziś ogrzany nie tylko promieniami wiosennego słońca, ale i ciepłem serc bliskich, chciałbym się uczuciami memi z całym światem podzielić. A cóż innego robi piszący, który na papier myśli swoje przelewa, jeżeli nie dzieli się niemi z czytelnikami, onby chciał wszystko co czuje wypowiedzieć, z każdéj myśli się wyspowiadać, pragnąłby żeby cały świat jego radością się weselił a smucił jego boleścią, to nie ręka jego, nie słowa, ale serce pisze.
Ile to myśli, ile uczuć ciśnie się, żeby wyjść na jaw, jak się czuje potrzebę wywnętrzenia się, ale jak to trudno! Gdy biały arkusz leżał przedemną, myślałem jednym tchem go zapełnić, myślałem, że ręka nie nadąży myśli; ale po raz setny doświadczyłem, jak to ciężko myśli i uczucia we właściwe przybrać kształty, ustroić, ugrupować, uczynić je zrozumiałemi tak, jak się je samemu pojmuje.
One chcą wytrysnąć jak woda, ale im silniejsze parcie, tém w drobniejsze rozpryska się kropelki, które nie jak deszcz nawet, lecz jako mgła nieujęta na dół spadają — i giną.
Czyż ta chęć wywnętrzania się nie jest naturalną? Każdy człowiek skłonny jest do tego; widzimy najznakomitszych pisarzy, którzy czy w kształcie wyznań, albo pamiętników z własnego życia, opowiadali najskrytsze swoje uczucia, zaglądali w najgłębsze kryjówki swego serca; i każdy, który się o to pokusił, zwykle wychodził z téj