Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cierpliwością wyglądałem nowego Demokraty Polskiego numeru dla rozkoszowania się artykułem jego pióra, dającym się z łatwością wyróżnić śród na chłodno poprawnych artykułów innych.
Niecierpliwość tak moja, jak smakujących w dobrej prozie czytelników nie zawsze zaspokojenie znajdowała. Na wyrób Podoleckiego nieraz dwa i trzy czekać trzeba było tygodnie. Zwłoki te spowodowywało z niczem się porównać nie dające lenistwo. W długiem życiu mojem równego mu leniwca widzieć mi się nie zdarzyło.
Podolecki żywot pędził leżący. W Londynie z łóżka wstawał rzadko. W łóżku sypiał, w łóżku herbatę pijał, w łóżku jadał, czytał i pisał — a pisywał nie inaczej, tylko w obecności większej liczby gości. Pisać nie był wstanie, gdy pozostawał sam, lub gdy w odwiedziny do niego przyszło ludzi nie więcej jak dwóch. Przed nim na stojącym obok łóżka stole leżał dużego formatu arkuszowy kajet papieru czystego, kałamarz i pióro obok. Po pióro ręką sięgał, w palce je ujmował, niekiedy w kałamarzu maczał i w ręku ważył, jakby się do pisania zabierał, ale — nie pisał.
Przeszkadzała mu gawędka we dwóch, we trzech. Nie przeszkadzała, kiedy się u niego osób pięć, sześć i więcej zebrało, rozmawiając i dyskutując głośno. W gwarze pisał — gwar dla niego ostrogą był niejako. W dyskusyi udział brał — zapytywał, odpowiadał — potwierdzał, przeczył — wykładał, dowodził i pisał — pisał. Im gawęda szła żywiej, tem z pod pióra jego cięstsze wychodziły artykuły.
Przy pisaniu, czytaniu, gawędzie, jedzeniu, piciu herbaty, z ust nie wypuszczał fajeczki glinianej, kurząc tytoń haniebny, który sam sobie z wysuszonych herbaty wygotowanej liści, zmieszanych z tytoniem zwyczajnym, fabrykował. Czynił to przez oszczędność, która się powonieniom ludzkim dotkliwie czuć dawała, ale pozwalała dwom zarazem do-