Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czeka. Niedługo trwała spowiedź skazanego młodzieńca, wzniósł oczy do Nieba Biskup, i z sercem pełnem wiary, położył ręce na głowie tego, którego dusza miała wkrótce ulecieć do pierwszej ojczyzny.
— Odpuszczam ci grzechy, synu, — rzekł poważnym głosem — umieraj z pewnością, że twoja młodość zmiękczy Stwórcę za złe, które mogłeś zrządzić w przelotnem życiu na tej ziemi. Umieraj bez żalu za tym padołem nieszczęść, w którym często cnota opuszczona, a zbrodnia na szczycie wielkości; owszem, ciesz się nadzieją, że za chwilę u stóp tronu Króla królów będziesz mógł błagać Jego miłosierdzia dla nieszczęśliwych braci.
— Ach! gdyby nie książe Mieczysław, gdyby nie Katarzyna — przerwał pocichu młodzieniec — bez żalu żegnałbym ten świat znikomy. Ale gdybym gdzie mógł dorwać się jakiej broni, możeby jeszcze poczuli moję rękę.
— Oddal od siebie te myśli, mój synu, przebacz nieprzyjaciołom...
— Prędzej, prędzej się tam odbywajcie — zawołał Mestwin — czas upływa, słońce w górze, a miecze nasze jeszcze w pochwach, a krew wrogów jeszcze w ich żyłach płynie.
— Milcz — przerwał Zbigniew — milczcie wszyscy.
Słowa niemieckiego rycerza wróciły Henrykowi gniew, który na chwilę uciszył się w jego sercu zajętem rozpamiętywaniem czynów życia i nadziei po śmierci. Nagle zerwał się z miejsca, i dobywając sił wszystkich, skoczył do żołnierza blizko stojącego, tak szybko się nań rzucił, że ten napół tylko mógł dobyć miecza; przeważnym razem w piersi obalił go Henryk na ziemię, wyrwał mu sztylet u pasa zatknięty i przyłożywszy do gardła, krzyknął:
— Książe Zbigniewie, zginie ten człowiek, jeśli mnie nie puścisz natychmiast z Biskupem płockim.
— Niech zginie — zawołał Mestwin.