Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A teraz cóż począć — rzekł smutnym głosem Wszebor. — Gdzież znaleźć, gdzież wyśledzić zdrajców? o Boże, Boże, czyż nie zeszlesz anioła dla wskazania drogi i odzyskania jeszcze nadziei opuszczonemu ojcu! Biedna moja Hanna, bezwątpienia wzdycha teraz za wolnością w czarnem więzieniu. I ja po tylu trudach, takiej miałem pociechy się spodziewać? po życiu ojczyźnie poświęconem, po usługach królowi oddanych, nie przyszło mi spokojnie umrzeć. W naddziadów moich zamku nie przyszło patrzeć na szczęście córki. Muszę się o jej życie, o jej sławę obawiać. Taki koniec przeznaczony był ostatnim dniem moim, ostatnie chwile miałem przepędzić w smutku i rozpaczy.
— Powziąłem już stały zamiar — odparł młody Mieczysław. — Pójdę z wiernym mieczem, na lotnym moim koniu, szukać jej po Polsce, po całym świecie, jeśli tego będzie potrzeba, nie zdejmę zbroi, nie odkryję twarzy zpod ciężkiej przyłbicy, dopóki nie wynajdę najdroższej mi na świecie istoty; jeśli zginę, pocieszą mnie łzy twoje wylane na przyjaciela grobie. — To mówiąc, ścisnął rękę starca, a błogosławieństwo stroskanego ojca spłynęło na jego głowę.
—Sam szatan, sam duch ciemności musiał w to się wmieszać — rzekł po chwili Wszebor. — Tylu mam przyjaciół, tylu poddanych, którzyby mi donieśli gdyby odkryli najmniejsze światło w tej ciemnej sprawie, a dotąd żadnego od nich nie odebrałem uwiadomienia. Milczenie i nieszczęście wszystko pokryło. Dzielna straż mego zamku tyle razy dała mi dowody męstwa, a teraz żadnego nie zabiła z przeciwnej strony, żadnego w niewolę nie pojmała zbrodniarza. Powtarzam, władca piekieł musiał wdać się w tę sprawę.
— Choćby i tak było, choćby tysiące złych duchów sprzysięgło się na nasze nieszczęście, nie opuszczę twej córki i mam nadzieję, że Bóg litościwy nie będzie chciał mnie karać za przestępstwa ojca. Choć jednak — dodał ponurym głosem — poznałem już od-