Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale podczas tych słów nie mógł wstrzymać szyderczego uśmiechu, który tak był wydatnym, że Hanna odwróciła głowę. Tymczasem Zbigniew, wyjąwszy worek pełen srebra, oddał go swemu powiernikowi.
— Te pieniądze mogą mnie zapewnić o milczeniu. Jest to pewny sposób zachowania tajemnicy.
— Zmam ja pewniejszy — odparł pocichu Mestwin i znów się ukłoniwszy, wyszedł wraz z kapłanem drzwiami wiodącemi nad brzeg Wisły.
W kilka chwil później usłyszano słaby krzyk i wkrótce potem łoskot podobny do tego, jaki sprawia ciężkie ciało wrzucone w wodę. Zadrżała córka Wszebora, Zbigniew mimowolnie cofnął się kilka kroków.
— Idź, moje kochanie — rzekł do żony — idź do swojej komnaty, ja zaraz za tobą pospieszę.
Posłuszna radzie Hanna niepewnym oddaliła się krokiem, a Zbigniew sam został w kaplicy. Są chwile w życiu, kiedy człowiek otoczony weselem i szczęściem, wśród przyjaciół, po osiągnieniu celu najgorętszych życzeń, przypomni nagle swoje winy, przypomni nieszczęścia mogące nań runąć, a wtenczas smutek okropny jest jego udziałem, trwa tylko przez jednę chwilę, ale ta chwila zatruwa radość serca, ta chwila jest piekłem. Właśnie w podobnem był Zbigniew położeniu. Sam wśród nocy u stóp ołtarza, otoczony przepychem i bogactwy, po dopełnieniu najżywszych pragnień, czuł jakiś ciężar na sercu.
Wszystkie klęski i niebezpieczeństwa mogące nań się zwalić, stanęły mu na myśli, a choćby w innym czasie nie wzdrygnął się na ich wspomnienie, uczuł teraz nieznośną, nadzwyczajną trwogę. Ujrzał przeklinającego ojca, ujrzał postawę Wszebora wyrzucającego mu porwanie córki, i widział Mieczysława pałasz, na swoję podniesiony głowę. Zobaczył najzaciętszych wrogów przesuwających się przed oczyma, dawne zatarte pamiątki ozwały się groźnie, popełnione występki tłumnie się gromadziły w jego umyśle. Chciał kilka