Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem rycerz Wilderthalu zawrócił konia, i przybiegłszy do orszaku z tyłu postępującego, skinął na jednego z ludzi go składających; wnet wysunął się on z szeregów i zaprowadzony przez Mestwina pod mury zamkowe, spytał się o rozkazy.
— Pomyślałem i rozważyłem — rzekł rycerz — a stąd wypływa, że się tu zatrzymasz wraz z ludźmi w zamku pozostałymi. Bądź na pogrzebie waszej wielmożnej księżnej. Ach! ach! ach! jakże się nam udało, mój giermku. Gdyby stary skąpiec chciał się z czem wygadać, gdyby mnie wydać zamyślał, niech twój sztylet pierwej jego serca dojdzie, niż jego słowa otaczających uszu; nie spuszczaj go z oka, wszędzie mu bądź towarzyszem, ale nieznacznie, a potem przybiegnij do nas na Pomorze.
— Stanie się, jakeś rozkazał, panie i rycerzu mój — rzekł Ulrych, a Mestwin spiął konia ostrogami i zniknął.


ROZDZIAŁ XXVIII.
Wszyscy znają zachwycającą tkliwość pogrzebnego obrzędu. Któryż bowiem człowiek tyle był szczęśliwym, że nigdy nie przyszło mu odprowadzać do grobu ukochanej istoty? Ale jestże co tkliwszego, kiedy ten obrzęd ma za przedmiot zwłoki niewinności i piękności zwiędłej w kwiecie życia?
Washington Irving.

Nad wieczorem, przy pogodzie jesiennej, mnóstwo ludu napełniało pole dzielące Płock od zamku opuszczonego przez księcia Zbigniewa. W tym zbiorze tylu osób wszystkich stanów, największy panował porządek, i nawet lekkiego nie słyszano szmeru. Wszystkich oczy spuszczone na dół i posępne twarze, dowodziły niespokojnego oczekiwania jakiegoś zdarzenia, a zdala dzwony kościoła katedralnego nieustannie