Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ginęli męże i padając na kurzawę, szlachetną krew wylewali, przeznaczoną sprawiedliwym za ojczyznę bojom.
Wśród tego zamieszania, odznaczał się zapalony Mieczysław, doświadczony Sieciech i żartujący z ich wysileń Mestwin, który wzniesiony nad dolinę i głowy wrogów, kierował wystrzałami łuczników, i pole trupami zasiewał.
Kiedy tak zacięta odbywała się walka, zupełnie inne uczucia zajmowały dwie osoby rozmawiające z sobą w jednym z długich zamku kurytarzów. Jedną z nich była dziewczyna z żywem okiem i świeżem licem, drugą młodzieniec, pod którego szlachetnemi rysami, krył się fałsz i obłuda.
Katarzyna przechodząc ujrzała go wylewającym ciche łzy w ukrytym kącie, a serce ośmnastoletniej dziewczyny wzruszyło się na widok udanych cierpień młodego giermka. Przeszła jednak szybko, ale jęki Ulrycha cofnęły jej kroki i nazad wróciwszy, zapytała się nieśmiało.
— Cóż to znaczy? Czego płaczesz biedny młodzieńcze?
Podniósł schyloną głowę młodzieniec i ukazał płomieniste oczy wśród rzęsistego łez potoku.
— Ach! — zawołał głosem rozpaczy — tyś szczęśliwa, pędzisz życie przy cnotliwej i łagodnej pani, wszystkie życia chwile umila ci anioł dobroci, nie znasz gorzkich płaczów, nie wiesz co to jest okrutnik srogi i nieubłagany. Ach! nie wiesz co to służyć u Mestwina z Wilderthalu.
Zadrżała na to straszne imię Katarzyna.
— Cóż ci on zrobił? — rzekła po chwili.
— Zapytaj — odparł Ulrych — wszystkich ofiar jego gniewu i zemsty, zapytaj się ich, co im zrobił Mestwin z Wilderthalu. Z początku słodki, ujmujący, zamienia się potem na gwałtownego ciemięscę. Mnie także zwiodła jego słodycz pokrywająca najczarniejsze