Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wymówiłaś teraz, bo jeśli mną wzgardzisz, to ramię dopóty nie spocznie, dopóki ciebie i miłych tobie nie zagrzebie pod ciężarem klęsk okropnych. Cóż to jest cnota, o której tak dobrze pamiętasz? jest to mara i widmo nigdy nieistniejące na świecie, utworzone w głowie mędrców. Jedyną dla mnie cnotą jest ciebie posiadać, innych się wyrzekam i znać nie chcę.
— Bluźnisz Mestwinie, — zawołała księżna, która zaczęła sądzić, że pomieszane ma rycerz zmysły. — Bluźnisz nieszczęśliwy, ale powtarzam, oddal się stąd, wassalu i sługo.
— Gdzież tu widzisz Hanno z Ciechanowa — odparł wściekły Mestwin — wassala lub sługę? owszem lepiejbyć mnie swoim panem i mężem nazwała, bo, na piekło, spodziewam się, że tego dopnę. Inaczej bowiem zemsta... ale Hanno, ostatni raz powiadam, niema słów w jakimbądź ludzkim języku na wyrażenie zemsty, którą tobie gotuję.
— Jestem w twojej mocy — przerwała Hanna — bo krzyków moich niktby nie usłyszał, ale wiedz nikczemny rycerzu, że choć słabą jestem i lękliwą niewiastą, wcale jednak nie drżę przed ognistym twoim wzrokiem i ręką spoczywającą na szabli. Bo cóż możesz mi zrobić? zabić... nie lękam się śmierci, ale całą potęgą nie zerwiesz miłości łączącej mnie z Zbigniewem, nie zatrujesz pięknych młodości myśli i ułudzeń, a te są jedynym mojem szczęściem... ale dosyć już o tem, odejdź — a kiedy Mestwin i krokiem nie ruszył — lub uderz i zakończ obelgi, których cierpieć nie powinna ani żona Zbigniewa, ani córka Wszebora.
— Mylisz się — odpowiedział zimno Mestwin — sądząc, że zechcę własne żelazo w piersi twe utopić, przyjdzie czas, dumna Polko, kiedy gorzko pożałujesz, żem tego nie uczynił. Sroższe ci męki i boleści gotuję nad chwilowe konanie pod mieczem zabójcy. Z rąk ulubionych odtąd gorycze na cię spływać będą, a niespokojność i nieufność napełnią godziny życia twojego.