Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wybierały los i wieki!
Póki przodem przed narodem
Poświęcenia stąpa chodem,
Żadna rana w pierś zadana
Jej nie zmoże; nie pochowa
Żadna otchłań Kurcyuszowa —
Z tych otchłani — ona rodem!
— O Aniele! patrz Aniele!
My tu wszyscy jedną bracią,
A kto ofiar spełni wiele
Ten na ofiar pała czele,
I to — arystokracyą!

Głos w górze.

Będzie Polska w imię Pana!

Drugi z chóru.

O ty śliczna — oświetlana —
O motylu ty mój Boży!
Niech się serce me roztworzy
U stóp twoich. — My nie kaci
A wyrzynać chcieli braci!
Ach! bo błądzić — to rzecz łatwa,
Kiedy myśli smutek gmatwa;
Cudzoziemiec plótł nam dziwy:
Że gdy szlachtę kto pogrzebie
Ten na wieki już szczęśliwy; —
Aż ja wieszać chciał i siebie —
Bom sam szlachcic — jak Bóg żywy!
O Aniele! — ja szalałem —
Jużci szlachta u nas głową —
— W niej mózg kraju — a lud ciałem
Zetnij głowę narodową,
Cóż zostanieć z pod obucha?
Kadłub tylko — co krwią bucha
Aż się wrogom do stóp zwali.
I po tylu wiekach trudu