— Upaść mam ciałem jak nieczule brzemię —
Jedna myśl tylko mej duszy się śniła —
Tę myśl jak ziarno rzucam na tę ziemię,
Niech dziś się skryje — by jutro odżyła. —
Gdzież jestem? mówcie! — co się zemną dzieje?
Ten obraz cały tak prysnął przedemną —
Mgła mi śmiertelna jakaś w oczy wieje —
Lud — łąka — miasto, zapada w noc ciemną —
Jakby mój naród zapadał w otchłanie!
Dni tyłem płakał i prosił Cię, Panie,
O błysk nadziei! — Podajcie mi ręce —
Ja nie chcę skonać w tej Zwątpienia męce!
Trzymać mnie, ścisnąć — przykuć mnie do ziemi,
Ja tu chcę zostać z temi umarłemi, —
Lub nim odejdę, przeczuć w mojej duszy
Że duch zmartwychwstań ich prochy poruszy.
Mówcie co do mnie — już nic nie wiem zgoła. —
Czy tam nie widać mojego Anioła,
Który obiecał — czy to mi się śniło?
Śnieżnem mnie skrzydłem przykryć pod mogiłą!
On stoi — widzę — niech chwilkę poczeka —
Co będzie z Polską? Patrzcie! — do człowieka
Całkiem podobny! Czyż to twarz Anioła?
Nie — to mój szatan, który na mnie woła!
Znam cię, dusz słabych siwy kusicielu,
Tyś przepsuł Wiarę — zatruł Miłość wielu;
Wiem — ty przyszedłeś w ostatniej godzinie
Mnie prorokować, że mój naród zginie.
Ja jestem rozum — ja jestem konieczność!
Nie czas mi bratem — ale siostrą wieczność;
A choć mnie ludzie przezwali szatanem,
Mój duch świat stworzył — i ja ziemi panem!