Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszechmocny dla niego. Pośród spraw i zatrudnień, różnych kolei losu, uśmiechów szczęścia i zmarszczków przeciwności, to słowo odbija się ciągle w jego duszy, i czyż można wątpić, by ono już tam wiecznym nie brzmiało dźwiękiem? Czyż podobnem do wiary, że Niebo zniszczy, co było najpiękniejszem na ziemi. O nie! owszem ta piękność ziemska nabierze wyższego blasku. To, co było gwiazdą tutaj, tam słońcem się stanie.


∗                              ∗

Gdyby nie było wrodzonej pewności, przyniesionej z sobą w zarodzie na świat ten, a rozwiniętej później uczuciem pewności, że śmierć nie stanie się przedziałem między nami na zawsze, jakżeby nam smutnie przeszły dni na ziemi, nieumilone ani przyjaźnią, ani miłością. Celu nam zawsze i ciągle potrzeba dalszego nad materyalne granice. Lecz gdybyśmy go dzielić wspólnie nie mieli z tymi, których ukochało nasze serce, straciłby on większą część nieśmiertelnego blasku. I na cóż zdałoby się nam wyciągnąć ramię młodzieńcze ku dłoni przyjaciela, gdyby uścisk poczęty na tym świecie miał skrzepnąć i nie trwać dłużej od niego. I pocóż byśmy się stroili w skrzydła miłości i czoło lubej wieńczyli nieba promieńmi, gdyby one miały skonać w marmurze nagrobka, lub rozproszyć się między kwiatami mogiły? Na krótką podróż towarzyszów nie trzeba nam wcale. Możemy sami ją odbyć, i jeśli w dalszych, pozostałych krainach nie ma odkwitnąć to, co powiędło na ziemi, mało, nic prawie nie skorzystamy z woni i połysku róży, świetnej rosą poranną, a wyschłej pod cieniem wieczoru.
Tak jak czuję, że zginąć nie mogę, tak równie czuję, że połączę się z osobami mnie drogiemi. Bez tego uczucia, ziemia by większą część wdzięków swoich straciła — i tak już smętno, kiedy pomyślimy, że