Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i jakim się stał później, jakim go wie poeta. Co tu mówim o Popielu, rozumie się oczywiście o całej treści tych czasów pierwiastkowych, których nikt nie schwytał i nie uwiecznił pod ściśle odrąbaną formą, kiedy przelatywały, a z których, wiemy jednak, żeśmy wyszli my i wszystko nasze, i to, co nam życiem, i to, co nam śmiercią, i to, co nam chlubą, i to, co nam katem, i to, co nam wielkością, i to, co nam próżnym blichtrem jest.
W Balladynie dwa światy, pierwotny słowiański i dzisiejszy krytyczny, plączą się i spajają nieustannie. Gdzie ciągle dwie sprzeczne siły działają, tam nie kształt epopejowy posągowy, ale dramatyczny ruchomy pozostanie. Dla tego też Balladyna jest dramatem, ale takim, w którym nie tak osoby z sobą walczą, jak raczej dwie epoki, z których dawniejsza ciągle pragnie się objawiać majestatycznie a późniejsza zrywa jej koronę z czoła i sądzi ją sądem potomnych. Typy jej wszystkie są szczerze polskie. Któż nie uczuje, że ustami znikomego Kirkora przemówił wieczny szlachcic w tym wierszu:

„Czemu nie było mnie tam na Golgocie
Na czarnym koniu z uzbrojoną świtą,
Zbawiłbym Zbawcę!. . . . .“

Kto, patrząc na samą Balladynę, nie przypomni sobie jakby echem wiekowem, słów Żółkiewskiego o nieszczęśliwej Marynie.

„Nadewszystko chce się babie carować“

Ale co w Balladynie wygląda nam na głęboką genialność, na wewnętrzną energię sztuki, to jej wysnucie i wyprowadzenie z kilku wierszy pieśni gminnej. Jak najbujniejszy kwiat z marnego nasienia, tak ona z jednej zwrotki wykluwa się, rozrasta i płonie, aż znów ją ogień niebieski pożre, aż wyszła z niewidzialności, wróci w niewidzialność.