Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czy to nie widmo, które ja stworzyłem?
I w chwili natchnień sam wywiodłem z siebie?
Nie! tej postaci ja nie wymarzyłem!
Ona przez Boga wymarzona w Niebie!

I tu na chwilę tak krótką zleciała,
Jak anioł siadła przy mej łódki sterze;
Ach, gdyby tutaj na wieki została!
Śmiejcie się, wiatry, że ja w szczęście wierzę!

Śmiejcie się, fale, lecz płyńcie powoli,
Żaglu mój biały, nie pędź tak do brzegu.
Ten dzień mi jeszcze nie jest dniem niedoli,
I chciałbym wstrzymać jego chwile w biegu!

Gdy lądu dotkniesz, ona zaraz wstanie
I powie: „Żegnaj, bo wracam wśród ludzi!“
Cóż mi na świecie w tej chwili zostanie?
Niech więc mnie jeszcze ta chwila nie budzi!...

Niech jeszcze marzę, że mi ten dzień bogi
Na zawsze dali — że na wód krysztale
Zlały się razem losów naszych drogi,
By płynąć w wieczność razem, jak te fale!
............
Jutro dopiero niech będę przeklęty!
Niech gwóźdź jej dłonią z piersi mi wyjęty
Padnie znów ostrzem i piersi przebije!
Niech jędza nudy, która we mnie żyje,
Mózg mój wydrąży na otchłań piekielną,
Jak śmierć wystygłą — jak czas nieśmiertelną. —

Lecz jutro — jutro, a nie teraz, Boże!
Tej reszty życia będę bronił wściekle —
Rozpacz mnie jutro czeka w mojem piekle,
Zostaw mi dzisiaj to błękitne morze!
Neapol, 1839.




Czyż z tobą wtedy raz ostatni byłem?
Smutnem przeczuciem dusza mi się żali,