Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bom wziął je wszystkie w głębię mojej duszy,
Jak gdyby moje; każden z nich mi pruje
Serce kolcami, i twoich katuszy
Odbite widmo tak stoi nade mną
W dzień każden biały i w każdą noc ciemną,
Żem, twoją całkiem okryty żałobą,
Przelał się w ciebie i przestał być sobą!
Temu, co czuję, nie szukaj imienia:
Na co słowami kazić świętość myśli!
Co nikt nie dozna i nikt nie określi,
To żyje we mnie wiecznością cierpienia!
Daj mi twą rękę w tej chwili rozstania —
Ta chwila nigdy już dla mnie nie minie,
Ten dzień w mej duszy nigdy nie upłynie,
Bo w świecie ducha — nie ma „pożegnania”...
Neapol, 14 lutego 1839.




Znasz, co namiętność? czy ty wiesz, co piekło?
Gdy myśl jak skorpion w ogniu się przewraca,
Gdy serce kipi żądzą szczęścia wściekłą,
I życie życiem co chwila się skraca!

Czy wiesz, co próżnia? czy znasz świat nicości,
Gdzie wszystko zmarło, a żyć jeszcze trzeba,
Żyć bez nadziei i żyć bez miłości,
Patrząc się w Niebo, nie wrócić do Nieba!

Serce się moje w perzynę rozwiało!
Byłem tak smutny, jak nocy milczenie —
Byłem tak zimny, jak umarłych ciało —
I tak samotny, jak umarłych cienie.

Na ustach moich drgał śmiech żartobliwy,
Ludzie go mieli za radości znamię —
Ludzie mówili: „Jaki on szczęśliwy!“
Jam tylko wiedział, że ten śmiech mój kłamie.

Jak długom błądził na życia pogrzebie,
Nie znałem duszy, coby mnie pojęła —