Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nikłą pieśń z serca czerpię — tak tam oni
Kształt rzeczywisty czerpią z fal wszechbytu.
Szaty przemienne czerpią z życia toni
I coraz dalej ku Panu — ku górze
Lecą w królewskiej ciał i dusz purpurze!

W koło, niebieskich coraz więcej darów,
Grzmiących dźwięczności i światła pożarów
Mnożą się mleczne pierścienie i pręgi,
Coraz to szersze lazurowe kraje,
— Przestrzeń pełniejszą potęg się wydaje —
— Czas coraz bardziej się przeteraźniejsza —
A jednak przyszłość, co od końca dzieli,
W nieskończoności swej, nigdy nie mniejsza.
Bo Pan wszystkiego jest wszystkiem na wieki,
Choć coraz bliższy, on równie daleki!
Jego-to, Jego żądają Anieli!
Żądza bez miary co — chwila rosnąca,
Miłość bez granic — to życie bez końca! —

On, ogniw wszechstworzenia wiązanym łańcuchem,
On Bytem, Myślą, Życiem — Ojcem, Synem, Duchem!
On jak Myśl w świecie mieszka i jak Byt wieczysty,
Lecz za świata krańcami, On jest osobisty. —
On Duchem świętym, jednym, który wie sam siebie,
Rozlał się po wszej ziemi, a został na Niebie!
A my wszyscy i wszędzie Jegośmy obrazem,
I wstępując stopniami w coraz wyższe włości,
Żyć musim nieśmiertelnie, z Nim żyć musim razem,
Zrodzeni z Jego łona, żyć w Jego wieczności!
I jako On nas stworzył, tak my tworzyć dalej,
I z wewnętrza nas samych, wyprowadzać światy,
By prząść Mu, jak nam uprządł, wiadomości szaty.
O ile możem, biedni, w Anielskiej pokorze,
To coś Ty nam dał z łaski — oddawać Ci, Boże,
A nigdy nie módz, nigdy, nic ci oddać, Panie,
I tak żyć w Tobie wiecznie, przez wieczne kochanie?