Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Starł wam z czoła człowieczeństwo!
Bladych, krwawych, skutych w pęta
Stawił w wieków sądnem kole,
By wydeptały na czole
Wam nadgrobek ten — „zwierzęta“ —
Ale w duchu jest pogarda
Co ma także swe panieństwo,
I gdy gardzi — nadto harda
By znamiętnić się w przekleństwo!

Co zalewasz się tak łzami,
Co tak patrzysz bezprzytomnie?
Siostro moja! wstań, chodź do mnie,
Prawda z Polską — Polska z nami!
Nie klęcz więcej, spójrz wesoło —
Skroń mi oprzej na ramieniu;
Niechaj widzę twoje czoło
Przebóstwione w mem natchnieniu!

Nim ten księżyc już ponury
Zstąpi całkiem za te góry,
Nim te gwiazdy się dopalą,
Nim powróci promień słońca
I przeminie czar co trąca
Piersi moje nad tą falą:
Niech ci wyższy cud obwieszczę
Nad uciski, nad boleści!
O Aniele mój niewieści,
Słuchaj jeszcze... słuchaj jeszcze!...


Znasz ty miłość, która nęci
Wiecznie duszę w kraj pamięci?
Czy po nocach ciebie woła
Rodowego krzyk Anioła,
I twym oczom patrzeć każe
W dawno zmarłych żywe twarze?