Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmiertelne gromy. — Czemuś się wzdrygnął? Co tak cierpkiego dla ciebie w tych nadziejach moich?

Irydion.

Przypomniałem sobie, że przyszedłem od Cezara po twoją odpowiedź!

Aleksander.

Nie wspominaj mi jego — ale jeżeli jaką iskrę czucia dały ci bogi, niech ją krzywda siostry i pamięć ojca teraz na pożar zamieni! Przecie naddziady twoje śpiewały Persom, że zemsta jest rozkoszą bogów[1].

Irydion.

Niewinny jesteś.

(Ściska mu rękę.)

Ostatni raz — ostatni, bo oba stoimy nad grobem, a nim trzecia wyjdzie zorza, jeden z nas zstąpi do Erebu.

(Wychodzi.)




Sala w pałacu Cezarów w filary, w rzeźby, w kosztowne naczynia ubrana. — Pośrodku ołtarz poświęcony Mitrze. — W głębi kurtyna w drogie kamienie spuszczona od dwóch kolumn złotych. — Elsinoe w purpurze cesarskiej. — Irydion wchodzi w szyszaku i zbroi.
Irydion.

Gdzie przeklęty?

Elsinoe.

Tam, tam ciało jego leży na fijołkach, dusza na łonie jędz spoczywa. — Wyszłam, by odetchnąć na chwilę.

Irydion.

A nim zasnął, czy mówił o mnie — czy go przygotowałaś tak jak przykazałem?

Elsinoe.

Przystał na wszystko płacząc i tłukąc się w skronie. Eutychiana przywołał, rzucił mu się na szyję,

  1. Stare greckie przysłowie.