To mówiąc porwał za puhar z kryształu, stojący wśród łupów i rzuciwszy o ziemię, roztłukł na drobne kawałki.
— Przysiągłem owej nocy, odpływając na łódce, przed patronem moim św. Igorem, że bojara moskiewskiego gardło przypłaci śmierć Istambuła i Giemzy: wojewoda astrachański za bojara ujść może.
Umilkł i zdawał się dumać głęboko; kiedy po czwarty raz się ozwał, znać było drżenie w głosie. — Chciałem przebaczyć. — Tu przez chwilkę mowę i oddech zatrzymał: — Żołnierze, prowadźcie go na śmierć.
Zemdlonego wynieśli z komnaty; a wódz niepewnym krokiem poszedł ku siedzeniu, sierść z grzyw końskich na nowo zatknął u kołpaka, ale zatłoczył głębiej, pod klamrę, by już nie wyzierała więcej.
Przez całe lato gody w Astrachanie odprawiali mołodcy; czasem na wycieczki wylatują, lecz nie długo bawią, z plonem i moskiewskiemi głowami wracają; plon dzielą między siebie, głowy pokażą Sahajdacznemu, potem w Wołgę rzucą, zawiesiwszy kamień u szyi, * miasto kijowskiej relikwii, która gdzieś, na pobojowisku została. W pałacu, na wzgórzu zielonem, nad rzeką, przesiaduje pan i pani. Tak bowiem ich zowią od zdobycia Astrachanu.
Po salach, po galeryach, nieraz widziano, jako się przechadzała Maryna oparta na ramieniu Zaruckiego, jako on do niej przemawiał już nie kłaniając się jak dawniej, jak ona odpowiadała bez zwykłej dumy. A jednak w owym żołnierzu, który więcej nocy przespał pod niebem niż pod dachem, który w obozach ssał pierś mamki, nauczył się Imienia Boga i mordowania ludzi, pozostało uszanowanie dla piękności, która w nieszczęśliwej godzinie powierzyła się jemu. On, choć dzisiaj wszechładnym jest panem